Strony

niedziela, 27 grudnia 2015

Solidarna Polska istnieje tylko teoretycznie


Partia polityczna założona 24 marca 2012 przez byłych polityków Prawa i Sprawiedliwości jest coraz mniej słyszalna i widzalna w medialnym zgiełku. SP miała być nową jakością po prawej stronie sceny politycznej, a okazała się nieudaną alternatywą dla PiS-u. Co dalej z Solidarną Polską?


Na pierwszym posiedzeniu Sejmu RP VII kadencji, dnia 8 listopada 2011 roku został utworzony Klub Parlamentarny "Solidarna Polska". Utworzyło go 16 parlamentarzystów (w tym jeden senator). Klub powstał na skutek pokazania gestu solidarności z Jackiem Kurskim, Tadeuszem Cymańskim i Zbigniewem Ziobro czyli z eurodeputowanymi wyrzuconymi kilka dni wcześniej z Prawa i Sprawiedliwości. Wszyscy członkowie klubu po pozytywnym rozpatrzeniu przez władze PiS odwołaniania od decyzji ws. wykluczenia trzech europosłów z partii byli gotowi wrócić do ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego. Szefowstwo Prawa i Sprawiedliwości zdecydowało jednak o podtrzymaniu decyzji ws. europosłów i... wyrzuceniu szesnastu deputowanych z partii. Jarosław Kaczyński takim werdyktem pokazał, że nikt nie będzie mu podskakiwał i zmieniał jego decyzje. Wiedział jednak, że decydując się na usunięcie dziewiętnastu polityków z najbliższego otoczenia zafunduje sobie konkurencje po prawej stronie.

Na powstanie nowego tworu politycznego nie trzeba było długo czekać. 24 marca 2012 roku zostaje utworzona w podwarszawskich Otrębusach podczas kongresu założycielskiego, a 1 czerwca 2012 oficjalnie zarejestrowana świeża prawicowa partia. Jej pełna nazwa brzmi "Solidarna Polska Zbigniewa Ziobro". W dniu rejestracji przez sąd do SP (lub KP SP) należy 19 posłów, dwóch senatorów i czterech europosłów. Nie był to powalający kapitał ludzki, ale wystarczający by mówić o "nowych nadziejach". Zwłaszcza, że w gronie tych 25 polityków z był m.in. Ludwik Dorn, były marszałek, wicepremier i szef MSWiA.

Zaczęto budować lokalne struktury, walczyć w ławach opozycyjnych o lepszą Polskę. Nie było jednak kolejnych posłów (poza Tomaszem Górakim) czy senatorów chcących dołączyć do partii Zbigniewa Ziobro. Jeśli w ogóle były jakieś transfery to częściej "z" Solidarnej Polski niż "do". Niektórzy wracali do poprzedniego urgupowania, ktoś inny szedł do PSL-u itd. itp.

Przez trzy lata SP zdawała się być realną alternatywą dla PiS-u. Niektóre "kartkówki" zdawali lepiej, inne gorzej. Jednak "sprawdzian klasyfikacyjny" oblali zdobywając w wyborach do europarlamentu niespełna 4% głosów i niedostając tym samym żadnego mandatu.

Co zawiniło? Ciągłe zmiany personalne? Brak zaufania społeczeństwa w sukces kolejnej partii odłączonej od PiS (wcześniej porażki PJN i Prawicy RP)? A może zbyt mało różniący się program od oferty programowej otoczenia Premiera Kaczyńskiego?

Niezależnie od przyczyny szefowstwo SP musiało wymyślić coś by nie przegrać kolejnych trzech nadchodzących bitew wyborczych. Wybrano koalicje z Prawem i Sprawiedliwością (czyli swego rodzaju przyznanie się do błędu) oraz Polską Razem Jarosława Gowina. Z perspektywy czasu można uznać, że wybrano jedyną opcję dającą szanse na wejście do Sejmu VIII kadencji kogokolwiek z plakietką Solidarnej Polski. I tak też się stało, ale co z partią dalej?

Prezes PiS przychodzi do restauracji ze Zbigniewem Ziobro i Jarosławem Gowinem. Kelner przyjmuje od Kaczyńskiego zamówienie na drugie danie, ale pyta: a przystawki? Przystawki zjedzą to, co ja - oznajmia były premier.

Dowcip powyżej używany za czasów koalicji rządowej 2005-07 (zamiast Ziobry i Gowina byli w nim Lepper oraz Giertych) może pokazywać obecną sytuacje w jakiej znaleźli się liderzy dwóch mniejszych partii współtworzących obecny rząd. Mają co prawda teraz stanowiska, miejsca w Sejmie, ale wszystko to pod patronatem Prawa i Sprawiedliwości. Listy wyborcze były PiS-u, klub parlamentarny nazywa się KP PiS, tylko w niektórych wypowiedziach mówi się o rządzie PiS oraz Zjednoczonej Prawicy, choć i to też coraz rzadziej. Co więcej: wszystkie sukcesy bądź porażki nie będą zaliczane na konto Polski Razem czy Solidarnej Polski, a największej partii tworzącej rząd.

Wychodzi, więc na to, że wszystkie partie współpracujące z ugrupowaniem Jarosława Kaczyńskiego są w obecnej chwili mocno niesamodzielne. Polska Razem ma w Sejmie 12 posłów (?) Solidarna Polska dziewięciu, a Prawica Rzeczypospolitej ma tylko jednego reprezentanta, który jest w dodatku posłem niezrzeszonym, a nie członkiem KP PiS. Tak więc żadna formacja nie jest zdolna do indywidualnego powołania własnego klubu parlamentarnego. Co za tym idzie ani Ziobro, ani Gowin, ani tym bardziej Jurek nie mogą i nie będą mogli prezentować swoich punktów programowych w parlamencie pod własnym szyldem. Czy nie lepiej więc połączyć się z "partią matką", skoro i tak ma się znikomy wpływ na działania całego bloku prawicy? W wypadku "ziobrystów" byłoby to najlepsze wyjście, bo i tak prędzej czy później zostaną "wchłonięci".

Fot. Twitter Solidarnej Polski